poniedziałek, 18 listopada 2013

Prolog

Siedziała na kanapie. Była na strychu domu w San Francisco. Tego dnia obchodziła osiemnaste urodziny. Popatrzyła na zegarek. Jeszcze 5 minut. Nasłuchiwała. Na dole trwała wielka feta. Obchodzono hucznie osiemnaste urodziny Wyatta Halliwella. Nikomu nie przyszła do głowy, że ktoś mógłby być właśnie tu, na strychu. Kiedy zegar wybił dwudziestą na dole strzeliły korki od szampana. Ona zaś płożyła swoje dłonie na Księdze Cieni. Teraz wszyscy się dowiedzą. Chwilę później pojawili się wszyscy w komplecie. Zaskoczenie było duże. Wpatrywała się w nich swoimi wielkimi oczyma. Grobową ciszę przerwało wściekłe syknięcie Piper.
– Kim do cholery jesteś i co tu robisz?
– Ja, ja tylko... – dziewczyna cichutko dukała, ale nie dane jej było skończyć. Poczuła, że w jej stronę leci eliksir. Nie miała wyjścia. Rozpłynęła się w powietrzu.
Kiedy wszyscy zeszli na dół zastali ją tam. Kiedy znowu próbowała wytłumaczyć cokolwiek, kolejny eliksir leciał w jej stronę. Tym razem orbitowała. Kiedy się pojawiła po raz trzeci wreszcie dopuszczono ją do głosu.
– Jestem bliźniaczką Wyatta – oznajmiła drżącym głosem.
– Bliźniaczką? Żartujesz sobie z nas? – tym razem głos zabrała Paige. Jedynie Leo wpatrywał się w nią z lekkim niedowierzaniem, ale i z wielkim uczuciem.
– Jak masz na imię? – zapytała Phoebe. – Proszę, powiedz nam.
Dziewczyna chwilę milczała wodząc wzrokiem po wszystkich. Wreszcie cichutko powiedziała:
– Mam na imię Prue... Prue Andrea Trudeau.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz