Siedziała na kanapie. Była na strychu
domu w San Francisco. Tego dnia obchodziła osiemnaste urodziny.
Popatrzyła na zegarek. Jeszcze 5 minut. Nasłuchiwała. Na dole
trwała wielka feta. Obchodzono hucznie osiemnaste urodziny Wyatta
Halliwella. Nikomu nie przyszła do głowy, że ktoś mógłby być
właśnie tu, na strychu. Kiedy zegar wybił dwudziestą na dole
strzeliły korki od szampana. Ona zaś płożyła swoje dłonie na
Księdze Cieni. Teraz wszyscy się dowiedzą. Chwilę później
pojawili się wszyscy w komplecie. Zaskoczenie było duże.
Wpatrywała się w nich swoimi wielkimi oczyma. Grobową ciszę
przerwało wściekłe syknięcie Piper.
– Kim do cholery jesteś i co tu
robisz?
– Ja, ja tylko... – dziewczyna
cichutko dukała, ale nie dane jej było skończyć. Poczuła, że w
jej stronę leci eliksir. Nie miała wyjścia. Rozpłynęła się w
powietrzu.
Kiedy wszyscy zeszli na dół zastali
ją tam. Kiedy znowu próbowała wytłumaczyć cokolwiek, kolejny
eliksir leciał w jej stronę. Tym razem orbitowała. Kiedy się
pojawiła po raz trzeci wreszcie dopuszczono ją do głosu.
– Jestem bliźniaczką Wyatta –
oznajmiła drżącym głosem.
– Bliźniaczką? Żartujesz sobie z
nas? – tym razem głos zabrała Paige. Jedynie Leo wpatrywał się w
nią z lekkim niedowierzaniem, ale i z wielkim uczuciem.
– Jak masz na imię? – zapytała
Phoebe. – Proszę, powiedz nam.
Dziewczyna chwilę milczała wodząc
wzrokiem po wszystkich. Wreszcie cichutko powiedziała:
– Mam na imię Prue... Prue Andrea
Trudeau.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz